Położyłem ostrzegawczo dłoń na rękojeści miecza. Wysoka postać zaśmiała się ochryple.
-Trzymaj tego sssmoka z dala - zasyczała.
-Oddaj Finatum, albo go wezwę.
-Sssss... Oddam, jeśśśśli on pójdzie, sssss.
Zerknąłem za siebie i kiwnąłem głową na Locahę.
Oddaliłem się, nieufnie spoglądając na stwora.
-Sssss... Niech wyjdzie, ssss. Taki jessssst mój warunek, ssss.
Spojrzałem gniewnie na postać i kiwnąłem głową.
Wyszedłem, oglądając się z wściekłością i obawą.
-Już. - wycedziłem. Postać się nie ruszyła.
-Już! - warknąłem. Stwór nadal się nie ruszał. Warknąłem i wyciągnąłem miecz, celując w pierś istoty. Potwór wyciągnął sztylet tak szybko, że nawet nie zdążyłem mrugnąć, a już trzymał go w dłoni. Przeciągnął mi nim po twarzy, zanim zdążyłem zareagować, rozcinając mi skórę i mięście, cudem omijając ścięgna i oko. Wypuściłem miecz z ręki. Istota zaśmiała się skrzekliwie i zniknąła wśród drzew.