Usłyszałem skrzypienie śniegu, ale nie odwróciłem się, póki nie dotarłem do ściany lodowca. Odszukałem w niej dziurę zalepioną śniegiem. Zakląłem w myślach; ten, kto ostatnio tu był, nie licząc mnie, zadbał o zamaskowanie wejścia, wiedząc że śnieg prędzej czy później zamrozi się, tworząc twardą zasłonę. Rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiegoś kamienia, bez skutku, naturalnie. Zauważyłem za to dziewczynę, która, zdaje się, była z mojej posiadłości. Kiwnąłem jej głową i klęknąłem. Uformowałem ze śniegu coś na kształt młotka i jedną ze swych mocy zmroziłem śnieg na nieroztapialny i nie-do-rozbicia lód.